Jak to na wakacjach, budzik po raz drugi z rzędu zadzwonił o 5:30... jak też zadzwonił, tak też go przestawiliśmy. Na pół godziny :D O 6:30 gotowi i zwarci wyruszaliśmy w góry. I to konkretne! A dokładniej chodzi o wulkan w parku narodowym Los Nevados. Wiedzieliśmy że czesc trasy bedziemy pokonywać busikiem, zjemy śniadanie oraz obiad i wygrzejemy się w termalnych źródłach. Czego organizator nie zagwarantował to oczywiście - pogoda. I mimo iż mieliśmy nadzieje na rozpogodzenie - pół drogi tonęliśmy w chmurach wdzierających się w doliny i przykrywające szczyty. Jak się okazało, zdobycie szczytu polegało na przeżyciu drogi z wybojami i krętej jak to w górach. Po drodze trzy przystanki - śniadanie, wjazd do parku, gdzie pan pieknie po hiszpańsku (:D) wytłumaczył ideę parków narodowych i chyba pytał się o stan naszego zdrowia... oraz krótki przystanek w punkcie widokowym - z widokiem na dolinę w chmurach, a jakże :D Naszym ostatnim przystankiem było "schronisko" Kumanday na wysokości 4800 m n.p.m. Tutaj poczuliśmy się jakby człowiek stawiał po raz pierwszy stopę na nieznanej planecie. Przyzwyczajeni do skalnych szczytów gór tutaj zostaliśmy zaskoczeni żwirowato-ziemiastym zboczem wulkanu... oczywyście w chmurach. Ale nie ma co narzekać, dmuchęło raz czy dwa razy mocniej a naszym oczom ukazał się ośnieżony szczyt. Pokręciliśmy się tak trochę i busikiem w dół do źródeł z przystankiem na obiad. (Wtrącajac, nie wiem czy pisaliśmy, ale tutaj nie podaje się mięsa z samymi ziemniakami albo z samym ryżem. nasz obiad też składał się z kurczaka i z ryżem i z frytkami i (tak... "i") makaronem :D) To co najbardziej podobało nam się w źródłach to fakt że były gorące :D Po całej podróży, ubrani we wszystkie ciepłe rzeczy które zabraliśmy: podkolanówki, podwójne spodnie, bluzy, czapki (a jak się okazało na "szczycie" było 8 stopni!!!) byliśmy tak zziębnięci jak żadko kiedy.
Zorganizowane wycieczki mają ten plus, że o nic nie trzeba się martwić. Ich minus to cena oczywiście (dzisiejsza "przejażdżka" to jedyne 125.000 pesos od osoby). Dodatkowo uroku odebrała jej marna pogoda i brak możliwości wspięcia się na samą górę - 5325m n.p.m. Zaskoczeniem za to był właściwie brak reakcji naszych organizmów na tak drastyczną zmianę wysokości - całe szczęście :D