Po nocy w uroczym aczkolwiek bardzo tubylczym miejscu ruszamy do najbardziej polecanego parku na północy. Droga jest mordercza przez Ngorongoro co oznacza górzysty teren a co najważniejsze - kończy się asfalt, zaczyna się przygoda. Jak Beduini na pustyni podczas burzy piaskowej mijamy szaleńczym tempem auta z klimatyzacją a co za tym idzie z zamkniętymi oknami i gnamy do kociaków. I tuż po przekroczeniu bramy wylegują się te leniwce pod drzewem. Serengeti w porze suchej to złote morze traw. Wszystko jest tak wyschnięte że nie możemy wyjść z podziwu jak to możliwe że te zwierzęta tu żyją. A jednak… żyją jedzą i polują (choć nie na naszych oczach…). Śpimy na terenie parku co przyprawia mnie o strach… tu nie ma płotów… i na nic zapewnienia że lwy nie zbliżają się do ludzi.