[A]: No to lecimy… lecimy, lecimy i lecimy. Końca nie widać. Za to krajobraz za oknem trochę inny. Z nocy zrobił się dzień, zamiast pól pod chmurami woda… chyba dopiero teraz wierzę. Tak sobie to wyobrażałam ale patrząc na wodę, czując słońce przez szybę… tak. Lecimy do Malezji. Był już taki moment że nie jarało nas to wszystko. Bilety kupione w sierpniu, blokowanie noclegów w weekendy świąteczno-noworoczne. Potem wszystko trochę za szybko, nie było czasu ani okazji do skupienia się ani tego aby przez krótką chwilę się zatrzymać i powiedzieć: “wow, druga półkula, inny kraj, kontynent, klimat… inny świat”. ale teraz spoglądając w dół, w końcu czuję że jest właśnie tak jak powinno być. Spoglądam co chwilę i czekam aż wyłonią się jakieś pojedyncze wysepki… to będzie dopiero widok
Z kwestii przyziemnych; lecimy AirAsia z Londynu Stanstead do Kuala Lumpur. Są to najlepsze tanie linie lotnicze 2009roku ale trzeba przyznać, że wciąż są to tanie linie. Fotele wygodniejsze niż wszystkim nam znane z Ryanaira, na nogi więcej miejsca, ale zdarza się że zagłówki nie są montowane na stałe i się “luzują”, nie ma telewizorków (nad czym Paweł strasznie ubolewa); nie ma darmowych napojów. Jedzenie wykupiliśmy razem z zakupem biletu ale niestety są to w połowie wyrzucone w błoto pieniądze bo drugiego (z dwóch serwowanych posiłków) nie tykamy; pewnie dlatego że podano go w trakcie lekkich wstrząsów :) o dziwo podróż nie jest aż tak męcząca jak nam się wydawało; przespaliśmy noc, nadrobiliśmy zaległości w filmach, objedliśmy się na lotnisku. Teraz pozostało cierpliwie wysiedzieć ok. 1,5 godziny do końca lotu…
Yupi!!! Pan Kaptain powiedział że wchodzimy w przestrzeń powietrzną Malezji i zaraz będzie widać Langkawi… niecała godzina i o 20:00 czasu lokalnego mamy lądować… heh. Nie - chyba wciąż jeszcze do końca nie wierzę :D